„Bal u Rafała” - recenzja albumu

Fot. allegro.pl

Data wydania: 31 sierpnia 2022

Liczba utworów: 10

Gatunki: muzyka alternatywna, french indie, pop

Tak jak zapowiadałam w poprzednim poście (który możecie przeczytać tutaj: Zlikwidowane muzyczne stacje TV - część 3: 2010-2017), omówię najnowszą płytę Ralpha Kaminskiego Bal u Rafała.

Jak podaje empik.com, album obejmuje taką tematykę jak miłość, beztroskie życie i wolność, a jednym z głównych motywów jest taniec.

Standardowo poniżej jest lista utworów, zatem bez przedłużania, zaczynamy!

1. Uwertura bal (feat. Piotr Fronczewski)

2. Małe serce

3. Krystyna

4. Duchy

5. Latka

6. Planeta i ja

7. Ale mi smutno

8. Ocean

9. Pies

10. Bal u Rafała

Pierwszy kawałek stanowi wstęp zarówno do albumu, jak i do ostatniego utworu. Cały wokal zajął popularny aktor nieco starszego pokolenia, Piotr Fronczewski. I to właśnie on odwalił robotę, jeśli chodzi o klimat tego blisko dwuminutowego wprowadzenia. Z utworów, w których Fronczewski użyczył swojego głosu, najbardziej Uwertura bal kojarzy mi się z Z poradnika młodego zielarza z filmu Akademia Pana Kleksa, w którym ów aktor zagrał główną rolę. Swojego rodzaju tajemniczą atmosferę pogłębia demoniczny śmiech pod koniec kawałka.

Małe serce opowiada o dzieciństwie piosenkarza, a w szczególności o wspomnieniach ze szkoły. Niektóre z nich porównuje do teraźniejszości, np. tutaj:

Piszą do mnie dzisiaj zachwytami

A wcale nie świeciłem wtedy świadectwami

Już w pierwszym utworze, w którym słyszymy głos Ralpha, słychać coś, co ja nazywam pseudooperą. Momentami głos artysty jest na tyle wysoki, że kojarzy mi się z Justinem Bieberem dziesięć lat temu (swoją drogą zapraszam Was do lektury wpisu właśnie o jego karierze: Justin Bieber: od światowego hejtu do "normalności"). Owszem, są to różne barwy wokalu, ale pewne podobieństwo stylu jednak tu zauważam.  

W czasie, gdy nie pisałam, to robiąc domowe czynności, przesłuchiwałam ten album i niestety już teraz muszę przyznać, że z całym szacunkiem dla Ralpha Kaminskiego, ale ta płyta mi się nie podoba. Mam wrażenie, że większość utworów brzmi niemal tak samo, jedynie nieliczne jakoś ujdą. 

Jednym z nich jest Krystyna. Artysta generalnie rzecz biorąc, ubóstwia ją, jakby była kimś dla niego ważnym, jakimś mentorem itp. Po moim superprofesjonalnym researchu okazało się, że tak ma na imię jego... babcia! I to właśnie o niej jest ta piosenka. Ponadto w teledysku do tego kawałka występuje właśnie sama zainteresowana.


Następny utwór to moim zdaniem chyba najlepszy kawałek z tej płyty, a nosi on tytuł Duchy. I właśnie tego typu piosenek spodziewałam się po Ralphie (albo Rafale, w końcu takie jest jego prawdziwe imię), a nie jakichś monotonnych, do których wręcz zmuszałam się, żeby je posłuchać. Jako że mam skłonność do porównań, to stylem utwór kojarzy mi się nieco z zespołem Queen, lecz w nieco spokojniejszej odsłonie. Zatem to 3,5-minutowe dzieło w pewnym sensie ratuje ten album przed totalną porażką (tak z innej beczki, ktoś w ogóle pamięta Wyspę Totalnej Porażki?).
 

Ostatnim utworem, który moim zdaniem da się słuchać, jest Latka. Jest on o ostatnich rzeczach i czynnościach oraz o przemijającym życiu. Wjechał tutaj synth-popowy beat, co mi się bardzo podoba. Z uwag technicznych, polecam przesłuchać to na sprzęcie, który dobrze odtwarza basy. Uwierzcie mi, gdy słuchałam tego na telefonie (z głośnika, bez słuchawek), a później na laptopie, to jakbym słuchała dwóch różnych piosenek.

I niestety wjeżdża fala tych gorszych kawałków, no ale jakoś trzeba przez nie przebrnąć. Nie bądźcie zatem zdziwieni, jeśli opis danego utworu będzie zawierał tylko jedno zdanie. 

Planeta i ja nie wiedzieć do końca dlaczego kojarzy mi się z Małym Księciem. Poza tym dziwne dla mnie jest to... no właśnie, sama za bardzo nie wiem jak to nazwać, ale przyjmijmy to za specyficzne mruczenie pomiędzy niektórymi wersami (zresztą jak przynajmniej raz przesłuchacie tę piosenkę, to zaczaicie). Gdyby to zależało ode mnie, od razu bym z tego zrezygnowała.

  

Ale mi smutno... że ta piosenka tak dziwnie brzmi. Od razu mówię/piszę, że tekst utworu jest godny uznania. Traktuje on o osobie, która ma gdzieś uczucia artysty. Pod koniec opowiada o tym, że to jednak dobrze, że tak się stało, bo ma świadomość że nic już na to nie poradzi. Z tą melodią natomiast wygląda to dość ciekawie, ale mam wrażenie, że coś mi tu nie pasuje.

O prawie półtoraminutowym przerywniku zatytułowanym Ocean za wiele nie można napisać oprócz tego, że jest on o tęsknocie za kimś, kto nie wróci.

A już teraz zapraszam Państwa na najbardziej cringe'ową piosenkę tego roku*, czyli Pies. Co autor miał na myśli, nie licząc zapewne jego czworonogów? Nie mam pojęcia, ale gdy w recenzjach poprzednich albumów polecałam Wam przesłuchać jakiś kawałek, to w tym przypadku zdecydowanie odradzam.

*no może oprócz przeróbki hymnu Polski w wykonaniu małoletnich fanek Julii Żugaj z Teamu X (kto ma TikToka ten wie)

I tym sposobem zataczamy koło, ponieważ ostatnim utworem na tej płycie jest ten o tytule tym samym co album. Ta piosenka nawet miałaby potencjał, gdyby nie refren, a zwłaszcza przeciągane słowo bal. Moim zdaniem w wykonaniu Piotra Fronczewskiego brzmiało to o niebo lepiej.

  

Podsumowanie: Szanowny Panie Rafale Stanisławie Kamiński, jeśli jakimś cudem na to Pan natrafił... to sorry, ale nie tego się spodziewałam po tej płycie. Myślałam, że znajdę tu kawałki bardziej do tańca niż w melancholijnym stylu. Najwidoczniej za bardzo zasugerowałam się tytułem albumu. Jak napisałam wyżej, większość utworów brzmi do siebie bardzo podobnie, co doprowadza mnie do poczucia monotonii, za czym niezbyt przepadam w muzyce. Śmiem też twierdzić, że jest to (przynajmniej do tej pory) jeden z najgorszych krążków jakie oceniłam na blogu. Zatem poniższa ocena mimo że jest dość niska, to jak na to co napisałam, i tak jest łaskawa.

Żeby nie było, do samego artysty i jego fanów nic nie mam, a ta recenzja nie jest i nawet nie ma na celu być hejtem na Ralpha Kaminskiego. Jeśli ktoś lubi takie w moim mniemaniu specyficzne brzmienia, to ja nie mam nic przeciwko. To nie są moje klimaty i tyle.

Moja ocena: 4/10

Na ten moment nie wiem, który album ocenię jako następny. Na pewno będzie to ktoś z zagranicy (jak możecie zauważyć, recenzuję krążki na przemian polskich i zagranicznych artystów). Mam jednak nadzieję, że nie będę tak zawiedziona jak Balem u Rafała.

Do następnego wpisu!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

SETNY POST NA BLOGU... i co dalej? - statystyki, podsumowanie i kilka pytań do Was

Analiza tekstu: PRO8L3M - Nicea

Analiza tekstu: sanah - Marcepan